poniedziałek, 24 grudnia 2012

Liebster Blog

Dawno mnie nie było - brak czasu i chęci robią swoje. Od mojej ostatniej wizyty dużo się u mnie pozmieniało. Okazało się, że ludzie, o których myślałam, że są wspaniali, wcale nie są tacy cudowni, ci niedobrzy wcale nie są tacy źli. Nie przejmuję się już tak bardzo szkołą, szkoda nerwów. No i ja się zmieniłam... Mam tylko nadzieję, że nie na gorsze. ;)
 Dziś Wigilia. Gdyby nie to, że na fejsbuku wszyscy składają wszystkim życzenia, w ogóle bym się nie połapała, że już święta. Nie czuję ich, w ogóle. W domu napięta atmosfera, choinki brak... Lipa.
 Postanowiłam dziś nadrobić zaległości z tymi pytaniami, ale najpierw życzenia dla Was. :)



Każdy z nas ma na tyle dużą dłoń, by móc uczynić z niej Betlejem.
Każdy z nas ma na tyle ciepłe serce, by móc przyjąć Nowonarodzoną Miłość.
Do tego wystarczy tylko wiara i nadzieja, a Miłość przyjdzie sama.
Wesołych Świąt.


 
1.Kim jest osoba, od której najwięcej się nauczyłaś?
Hm... Trudno powiedzieć, od każdej napotkanej osoby czegoś się uczę.  Ale chyba najwięcej nauczyłam się od Mamy.


2. Wschód czy zachód słońca?
 Zależy o jakim Słońcu mowa. ;) Powiedziałabym, że wschód, bo jest taki cichy i magiczny, ale trzeba za wcześnie wstać. Zachód. ;)


3. Jaka jest twoja ulubiona potrawa?
Chyba nie mam ulubionej. Za dużo lubię. ;)


4. Jakie miejsce jest dla Ciebie najpiękniejsze na świecie?
Na świecie? Nie wiem, nie zwiedziłam na razie dużo miejsc. Ale z  tych co widziałam, to chyba  Praga.


5. Co ostatnio sprawiło Ci radość?
Nieoczekiwany prezent od siostry. ;)


6.Jakie słowo najlepiej do Ciebie pasuje?
 Dziwna.


7. Czego się boisz?
Przyszłości.... i pająków. xd


8. Czym się interesujesz?
I tu jest mój problem - nie mam szczególnych zainteresowań.


9. Jaki jest kolor Twoich oczu?
Zielony,


10. Co lub kogo zabrałabyś na bezludną wyspę?
Wzięłabym duuuużo książek i wygodną, dużą poduszkę. ;)


11. Zingela wprasza się do Ciebie na obiad/kolację. Czym byś ją ugościł/a i jak mniej więcej wyglądałoby nasze spotkanie? ;)   
 Coś łatwego w przygotowaniu. bo moje zdolności kulinarne są bardzo ograniczone. Kluski z serem mogą być? ;)

niedziela, 4 listopada 2012

Bo naiwność to rzecz ludzka

Wszyscy są tacy naiwni.
Przecież kiedy chodziłam na spacery, to tak naprawdę szłam do Niego.
Słuchałam Go, rozmawiałam z Nim.
Nieraz Jego delikatne dłonie wędrowały po moich plecach, a gorący oddech czułam na swoim karku.
Jego szept miło łaskotał mi ucho, a rozgrzane wargi dotykały szyi, obojczyka, ramienia, brzucha...
Czasami leżeliśmy i bawiliśmy się swoimi splecionymi dłońmi.
Lubiłam, kiedy zabawiał się moimi włosami lub namiętnie wplatał w nie palce.
Często siedziałam na podłodze w Jego koszuli, a on obok mnie. Oparci o kanapę piliśmy gorące kakao i wcinaliśmy czekoladę.
Uwielbiałam leżeć przytulona do Jego torsu oraz chwile, kiedy spał. Tak, to drugie chyba  wolałam bardziej.
Kiedy spał, mogłam dokładnie zbadać każdy milimetr Jego ciała, przyjrzeć się Jego twarzy, szepnąć na ucho coś, czego nigdy nie powiedziałabym Mu wprost i wsłuchiwać się w Jego miarowy oddech.
Jednak najbardziej lubiłam, kiedy myślał, że ja śpię.
Wtedy mogłam uważnie wsłuchiwać się, jak z czułością szepcze mi do ucha: Kocham Cię.
Nie, to ja jestem naiwna.

środa, 10 października 2012

I nic.

Miłość
Nie widziałam cię już od miesiąca            
I nic. Jestem może bledsza, trochę śpiąca,
trochę bardziej milcząca.                          
Lecz widać można żyć bez powietrza.        

wtorek, 4 września 2012

Bo świat nie kręci się wokół słońca...

Totalna masakra.
Najbardziej podobało mi się na lekcji wf-u. Tak, nie pomyliłam się. Ja, osoba, która nie cierpi tego przedmiotu, jestem najbardziej zadowolona właśnie z tej godziny. Tylko na tej lekcji nie było trucia, że w kwietniu testy i trzeba się wziąć do galopu. Już nerwicy dostaję. Czy świat się kręci tylko wokół tych durnych egzaminów gimnazjalnych?! Sześć godzin i na każdej, oprócz wf-u, coś o testach.

Historia - "Ty durniu! Test z historii w tym roku piszesz, a nie wiesz, gdzie Bałkany leżą?! W Azji... Ja Ci dam Azję, durniu skończony!"

Język polski - "Musimy jeszcze raz opracować wszystkie lektury od pierwszej klasy, potem będziemy testy rozwiązywać, rozprawki razem pisać..."

Chemia - "Testy w tym roku piszecie, a nie pamiętacie nic sprzed dwóch miesięcy... W takim razie z pierwszej to tym bardziej... Musiało wam być naprawdę gorąco w te wakacje, skoro nic nie pamiętacie... (Marek: Proszę Pani, nas jeszcze grzeje)"

Matematyka - "Ponieważ w tym roku piszecie testy, to teraz będę wam jeszcze więcej zadawać. Ja zdaję sobie sprawę, że wam to nie odpowiada, uczniowie z trzeciej klasy psioczyli na mnie cały rok, wy pewnie też będziecie, ale nie obchodzi mnie to. Będę wam zadawała po dwie strony zadań, może trzy..."

Religia - Tu była zmiana. Zamiast ględzenia o testach, było ględzenie o bierzmowaniu... "Nie dopuszczę was do bierzmowania, jeśli się będziecie tak zachowywać, obiecuję!"


Nie cierpię, kiedy ktoś mnie ignoruję,. Niech powie wprost "Spadaj na bambus liście macać!", ale niech nie milczy. Wszystko, tylko nie milczenie, bo to jest najgorsze...

poniedziałek, 3 września 2012

Fajnie było, śmiechu kupę. Szkoło, pocałuj mnie w...

Skończyła się pielgrzymka - skończyły się apele.
Jedni przybyli, inni niestety wybyli...
Skończyły się wakacje... zaczęła się szkoła...

Gdy tylko przekroczyłam mury szkoły, zrozumiałam, że ten rok będzie najgorszym ze wszystkich, które tu spędziłam. Wystarczyło, że stanęłam obok sklepiku i już wiedziałam, że to nie będzie to, czego się spodziewałam. Będzie jeszcze gorzej... Nie ma nauczycieli, u których zawsze było najwięcej luzu. Wokół sami gówniarze... Myśl, że teraz my tu jesteśmy najstarsi, doprowadza mnie do szału, zwłaszcza kiedy patrzę na te dzieci z mojej klasy... W dodatku dwa niemieckie pod rząd... Masakra. Mam ochotę płakać, gdy tylko pomyślę, że wakacje są dopiero za 10 miesięcy... A jeszcze egzaminy i bierzmowanie, potem wybór liceum...
Nie mam pojęcia, co chcę robić w życiu. Znam osoby, które wiedzą już wszystko o swojej przyszłości. Jedna, na przykład będzie lekarką, będzie miała przystojnego, wysokiego męża i dwójkę dzieci - chłopca i dziewczynkę. No i zamieszkają w drewnianym, eleganckim domku na wsi... Tutaj takie plany, a ja nawet nie wiem, co zjem na obiad... Nie mówiąc już nic o mojej przyszłości...
Miotam się. Liceum czy technikum? Jeśli liceum, to na jaki profil? Poszłabym na mat-fiz, bo potem ze studiami nie ma problemu. Jest tylko jedno małe "ale". Nie umiem fizyki...
Taa, fizyka to jeden z tych przedmiotów, których nie nauczę się nigdy. Choćby mi ją na siłę młotkiem do głowy wbijali, dla mnie to zawsze będzie czarna magia...
Lećmy dalej. Poszłabym na mat-geo-język, ale... nie umiem geografii... Z anglika też mi nie idzie za dobrze, ale to dlatego, bo mi się po prostu nie chce... Odrzuca mnie od mojej nauczycielki... A co do geografii to... Ujmę to tak: na próbnym teście z geografii nie znałam odpowiedzi na ani jedno pytanie, wszystko strzelałam.
Zostaje mi technikum... Tylko jakie?

Złośliwość niektórych osób po prostu mnie dobija... Jedna cyferka. Jedna, malutka cyferka i bum!

Jedni się śmiali, drudzy byli ze mnie dumni, a trzecim było za mnie wstyd. Ci pierwsi zachowali się najgorzej. Oni nie mają pojęcia, co tam było. Nie wiedzą, jak bardzo osobiste rzeczy tam były. Jak bardzo moje...

 "Ta nazwa mailowa już nieaktualna" - wyświetliło się na ekranie mojego telefonu.

Uff... Co za ulga... Czyli jednak tego nie przeczytał. Bogu dzięki!  - pomyślałam, gdy skończyłam czytać wiadomość. Nie przeczytał go. Mój mail jest bezpieczny. Miałam ochotę skakać z tej radości!

"Bogu dzięki, bo bym się chyba ze wstydu spaliła, gdybyś to przeczytał" - napisałam.

Co za ulga. Nie przeczytał tego. Boże, jak ja Ci dziękuję!
Kolejna wiadomość. Znowu od niego.  Jedno, krótkie zdanie, a dzięki niemu wszystko runęło, wliczając w to moją szczękę. 
Siedziałam tak i gapiłam się w ekran. Szok - to była moja pierwsza reakcja. 
No to pięknie... - pomyślałam, gdy już byłam do tego zdolna. Tak też mu napisałam.
Druga reakcja - niedowierzanie. 
Gdy już obie reakcje minęły, po policzkach popłynęły mi łzy. Bardzo dużo łez.
Ból - trzecia i ostatnia reakcja.

 Takie krótkie zdanie, a tak głęboki ślad może zostawić.
Często się nim katuje. Kiedy moje oczy kolejny raz śledzą tekst tej wiadomości, wszystko mnie boli. Bardzo boli. Mam ochotę krzyczeć i płakać.
Kto by pomyślał, takie jedno, krótkie zdanie...


"Muszę Cię zmartwić, przeczytałem"

wtorek, 14 sierpnia 2012

Zabawa w karty

Zabawne, jak adres e-mail może wszystko zepsuć. Co ja gadam? Jakie zabawne? Głupie! Głupie i straszne.
Przez to, jaki mam pseudonim w adresie, wszystko, co tak, powiedzmy, starannie budowałam, posypało się, jak domek z kart. Nie wiem, czy ta nazwa jest zła, czy osoba dziwna.
Ale to boli, nawet bardzo.
Poszłam tam, jednak nie załatwiłam tego, jak chciałam. Stchórzyłam. Jak zwykle. Tchórz, tchórz, tchórz! - to słyszę, kiedy widzę siebie w lustrze.

Nie byłam dziś na apelu. Żałuję, naprawdę bardzo żałuję. To już przedostatni. Pójdę jutro.
Pogoda jest tak dupna, że nawet z domu się nie chce wyjść. Chociaż nie. Lubię, kiedy jest taka pogoda, wychodzić z psem na spacer, szczególnie jesienią. Zwłaszcza, gdy jest mi źle. Przeważnie jest tak,że kiedy jest deszczowo, mam jakąś deprechę czy coś. Zawsze wtedy idę i rozmyślam nad moim nędznym żywotem i nie tylko. W każdym razie jest to taki czas, kiedy zawsze nachodzi mnie jakaś refleksja. Dzisiaj też mnie odwiedziła, nawet nie jedna.
Ale niedługo ma wyjść słońce i może jakoś wszystko się ułoży. Może mój karciany domek znowu stanie? Tylko oby tym razem stabilniejszy i wytrzymalszy...

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Kiedy chciałabym pobiec za Tobą

Dziękuję za miłe i szczere słowa.
Przychodząc tutaj, wiedziałem, że nastąpi ta chwila.
Wy przeżywacie to raz, a ja odchodząc stąd, mogę się tylko cieszyć, że spotykam takich wspaniałych ludzi i że praca moja ma sens po ludzki żal.
Jeżeli w czymś teraz i przyszłości będę pomocny, to na mnie można liczyć. Powodzenia.

Wspaniały człowiek, prawda? Oczywiście powstawiałam znaki interpunkcyjne, gdzie trzeba, bo sms ten był skalany tylko 3 przecinkami i 1 kropką... 
Nie tyle smutno mi  z powodu odejścia tej osoby, co mnie to po prostu boli. Boli mnie fakt, że przez naprawdę długi czas źle oceniałam tę osobę, boli mnie, że nie miałam odwagi, by zrobić ten krok.
Kiedy wieść o przeprowadzce tej osoby obiła się o kąty mojego domu, wszyscy się cieszyli, a mnie od środka rozdzierał ból. Ogromny ból. Miałam ochotę krzyczeć. Pamiętam, że popłynęły mi dwie łzy, które szybko otarłam, by świat nie dowiedział się, co czuję. Ale cóż, takie jest życie. Raz na walcu, raz pod walcem. 
Bardzo mi zależy, żeby ta osoba mogła tu zostać, jednak nic nie mogę z tym zrobić. Ona za bardzo też nie.
W piosence Prawdziwe powietrze zespołu Loka jest takie zdanie: Skąd obojętność, która każe mi stać, kiedy chciałbym pobiec za tobą? Ze mną jest podobnie, tylko u mnie jest nie obojętność, a niemoc. Nic nie mogę zrobić, chociaż bardzo bym chciała. Ale już ja zrobię coś, żeby ta osoba o mnie nie zapomniała. Już ja się postaram.

niedziela, 12 sierpnia 2012

Modlitwa

U mnie totalna załamka. Nie wiedziałam, że będzie mi brakować osoby, za którą nigdy nie podejrzewałam, że będę specjalnie tęsknić. Ale okazała się naprawdę równym człowiekiem i bardzo mi przykro, że teraz inni ludzie będą mieli szansę ją poznać. Może to głupie, ale ja myślałam, że ona tu będzie zawsze. Młoda, głupia i naiwna... Ale ja naprawdę nie wyobrażam sobie pewnych rzeczy bez niej. Cóż, niestety już nic nie da się zrobić. Za późno.

Boże, modliłam się do Ciebie codziennie. 
Mogłeś powiedzieć mi "Nie" w inny sposób, nie tak brutalny. Zrozumiałabym. 
Nie musisz mi jej zabierać...
Błagam Cię, cofnij czas i powiedz mi to w inny sposób.
Taki, żebym nie musiała wylać ani jednej łzy.
Błagam Cię.

Marcin Różycki nie żyje, wiecie? Zawsze kochałam jego głos i piosenki, szczególnie te związane z Bogiem. Jako że podobno nie był wierzący, zawsze mnie intrygowało, że śpiewa takie piosenki, że takie pisze.
Marcin Różycki od lat zmagał się z chorobą nowotworową i niestety 11.08.2012r. przegrał tę walkę.
Ale w pamięci fanów będzie trwał wiecznie.
Dla osób, które go nie znają, postaram się przybliżyć jego sylwetkę.




Urodzony w Lublinie w 1976r.  Lubelski bard o przejmującym i poruszającym głosie, poeta, autor tekstów. Posiadający niezwykły dar wnikliwej obserwacji rzeczywistości w magiczny sposób zamienia swoje spostrzeżenia w niezwykłe teksty wykonywane charakterystycznym, głębokim, intrygująco zachrypniętym głosem. Trafia do serc i porusza wyobraźnie.

Zdobywca głównej nagrody na ogólnopolskim festiwalu w Radzyniu Podlaskim ( 1997r). Pierwszej nagrody na Festiwalu Piosenki Autorskiej w Oleśnie (1997), trzeciej nagrody na XXXIV Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie oraz nagrody specjalnej im. Wojciecha Bellona dla najlepszego autora tekstu.

Podczas XXXV Studenckiego Festiwalu Piosenki w 1999 roku zdobył drugą nagrodę min. za piosenkę pt. "Erotyk zza kiosku". Na Festiwalu Ekologicznym w Józefowie na Roztoczu zwyciężył w konkursie potęgi głosu.

Jest zapraszany jako gość na największe i najważniejsze festiwale. Często występuje obok największych gwiazd polskiej piosenki. Przez kilka lat był członkiem "Lubelskiej Federacji Bardów”, z którą nagrał trzy płyty: "Na Żywo w Hadesie", "Miłość mi wszystko wyjaśniła" - poezje Karola Wojtyły, „Lubelska Federacja Bardów" - Kazimierzowi Grześkowiakowi.

Na 45 Studenckim Festiwalu Piosenki, Instytut Sztuki w Krakowie przyznał Marcinowi Różyckiemu jedno z najważniejszych wyróżnień artystycznych w kraju, nagrodę im. M. Grechuty w postaci stypendium twórczego. Stypendium przyznawane jest za interesujące projekty artystyczne.

Każda jego piosenka jest szczera, szczera aż do bólu. Jego teksty są tak głębokie, że czasem naprawdę trzeba się w nie zagłębić, aby cokolwiek zrozumieć. Kiedy słyszę jego głos, ciarki przechodzą mi po całym ciele.

"Marcin nigdy nie dbał o tzw. karierę. Nie miał czasu, ponieważ musiał doświadczać życia. Dzięki temu jego piosenki są szczere do bólu…" - czytamy na jego stronie.

 "Pragnę Państwa tym zainteresować, bo nikt inny nie zna tych utworów tak dobrze jak ja. Byłem przy ich powstawaniu. Pamiętam każdą chwilę, gdy zaciskały się wargi, a myśl uderzała o papier z niekłamaną siłą i entuzjazmem. Tak powstawały słowa.”  - Marcin Różycki

 Oto moja ulubiona piosenka. Mam nadzieję, że i wam się spodoba. Wsłuchajcie się. Dla ułatwienia poniżej podaję tekst.

. 
 Marcin Różycki - Modlitwa

 Pozwól, ze zadam Ci pytanie Panie
zanim roztrwonię resztę krwi
Jak wielkie będzie me rozczarowanie
Kiedy zapukam do Twych drzwi

Jak twarde będzie me posłanie Panie
Jeśli posłanie jakieś dasz
Jak wielkie będzie me rozczarowanie
Kiedy me życie w zastaw dasz

Dobry Boże daj odpowiedź

Jak pokorny cierpki człowiek

Po cóż grzeszników spowiadanie Panie

Kiedy podłości wszystkie znasz
Kogo poprosić mam o przebaczanie
Kiedy po trzykroć Twoja twarz

Pozwól, że zadam Ci pytanie Panie

W jaką ruletkę światem grasz
Jak wielkie będzie me rozczarowanie
Gdy moje życie w zastaw dasz

Dobry Boże daj odpowiedź

Jak pokorny cierpki człowiek

Pozwól, że powiem jedno zdanie Panie

Boje się iść Twą drogą gdyż
Ja chciałbym jedno jedno proste zdanie
U Ciebie wszystko jest na krzyż

Dobry Boże daj odpowiedź

Jak pokorny cierpki człowiek

środa, 8 sierpnia 2012

I tak Was kocham!

Łzy. Łzy i niedowierzanie. To była moja pierwsza reakcja.
Wierzyłam w nich do ostatniej chwili. Nawet gdy Rosjanie mieli piłkę meczową, ufałam, że nie pozwolimy im tak łatwo zdobyć tego decydującego punktu. Miałam nadzieję, że odrobimy stratę i wygramy tego seta, a potem jeszcze dwa. Jaka ja byłam naiwna...
Ja rozumiem, że ciężko jest grać tyle czasu i jeszcze z takim wysiłkiem, a co dopiero wygrać, ale mogliśmy dać z siebie wiele więcej. Prawda jest taka, że pierwszy set olaliśmy niesamowicie. Nie było skupienia. Owszem, pojawiło się kilka dobrych akcji, ale to za mało. W drugim secie wzięli się do galopu, aczkolwiek to nie było to, na co ich stać. Z kolei trzeci set, to również była masakra. Dopiero pod koniec wzięliśmy się porządnie do roboty. Naprawdę zaczęliśmy grać pięknie, szkoda tylko, że tak późno.
Ostatnio w ogóle nam nie szło. Mecz z Bułgarią - klęska. Bój z Australią - totalna masakra. Z USA było fajnie.
Jeszcze Ci komentatorzy mi na nerwy działali. Jak nam coś nie wychodziło, to tylko krytyka. I przede wszystkim zero wiary w rodaków. Aż mi wstyd było, że słucham ludzi, którzy nie potrafią sobie wyobrazić zwycięstwa po 2,5 przegranych setach. Gdyby się postawili na ich miejscach, to ciekawe czy nadal by myśleli, że tak łatwo jest wygrać. Oni się starali, naprawdę. Tyle zagrań Zbigniewa Bartmana było dobrych, Bartosz Kurek jak pięknie atakował, Michał Winiarski świetnie blokował. Inni też sobie radzili.
Nasi siatkarze może nie pokazali się dziś z najlepszej strony, ale wiedzą o tym. I cierpią biedactwa. Ale spoko, my jesteśmy z Wami.
Zawsze kiedy mówię o naszej reprezentacji, mówię "my". Robię tak dla tego, ponieważ zawsze jestem z nimi. Kiedy wygrywają, ja wygrywam razem z nimi. Kiedy ponoszą klęskę, ja również ją ponoszę. Kiedy się cieszą, ja też jestem radosna. A kiedy się smucą, ja razem z nimi. Dzisiaj też razem z nimi przeżywałam każdą dobrą akcję i złościłam się, kiedy coś im nie wyszło. Ja ich po prostu kocham. ;P


Dziękuję Wam, chłopcy za każdą pełną emocji grę.
Dziękuję za każdy wygrany mecz.
Dziękuję, że nigdy nie przestaliście walczyć.
Dziękuję, że zawsze o nas pamiętacie.
Dziękuję, że wytrwaliście do dzisiaj.
Dzięki, że jesteście.

wtorek, 7 sierpnia 2012

Kolejne minuty mojego życia zmarnowane...

Było beznadziejnie, serio. Normalnie więcej tam nie pójdę.
Jak tylko ja i koleżanka, z którą miałam iść, przyszłyśmy do Kamila, od razu usiedliśmy przed kompem. Było 15 po 17.00. Najpierw założyli mi konto na jakiejś nawet niegłupiej grze, która i tak mi nie działa, bo nie mam zainstalowanej Javy, a potem zaczęli w nią grać. I tak do momentu mojego wyjścia, czyli do 19.45. Zmarnowałam tam całe 2 godziny i 45 minut. Nawet do łazienki nie poszłam! Siedziałam tam i gapiłam się w ten durny ekran tego wspaniałego laptopa. Na szczęście popisałam z Michałem, co mnie na drobną chwilę wyrwało z nudów. Ale prawdziwym wybawieniem był apel.
Jak zwykle było wspaniale. Wygaszone światła, palące się świeczki, śpiewająca schola i uroczo mylący się mały ministrant. No i mój ulubiony ksiądz z tej parafii. Dzisiaj było trochę inaczej, bo po różańcu zamiast litanii, ksiądz puścił filmiki z pielgrzymki, które dziś nakręcił. Dużo znajomych się tam przewinęło, nawet z kilku się pośmiałam. No i jeszcze prawie całą mszę się diakon do mnie cieszył. Pierwszy raz mnie na oczy widzi i się cieszy. Fajny jakiś. Ale najbardziej rozbroił mnie kościelny. Poza tym znowu było cudownie i znowu, choć nie chciałam, musiałam już iść.
Na koniec spotkałyśmy moją byłą polonistkę, którą prawie zawsze uwielbiałam. Jest dość bliską znajomą mojej Mamy, dlatego zaprosiła ją ze mną do siebie na jutro na herbatę. Mamy przyjść na 18.00, a potem razem pójść do kościoła. Nie mam ochoty tam iść i to nie tylko z powodu, że koliduje to z moimi planami, ale dlatego, że nie chcę znowu zmarnować prawie dwóch godzin.
Zawsze jest tak, że jak ktoś przychodzi do nas do domu, a my, czyli ja i moje rodzeństwo, możemy razem z tym kimś siedzieć, to ja nic nie mówię. I to nie dlatego, że nie chcę, ale dlatego, że nikt nic do mnie nie mówi. Czasami zagada, ale potem nie ciągnie tematu. Przeważnie jest tak, że oni rozmawiają na takie tematy, które mnie nie dotyczą, a jeśli coś wtrącę, to puszczają to mimo uszu. Najbardziej boli mnie to, kiedy przychodzi ktoś, kto jest dla mnie bliski, na kim mi zależy, na przykład Wujek. Najczęściej rozmawia z Aśką, moją starszą o dwa lata siostrą, bo ona bardzo się w kościele udziela, a on jest księdzem. W ogóle fajna jest. Wszyscy ją lubią, serio. Nie znam osoby, która nie darzyłaby jej sympatią. Zazdroszczę jej tego.
A jeśli nie rozmawia z nią, to z moim bratem bliźniakiem, który jest bardzo śmiały. A ja siedzę i nic nie mówię...
Dlatego nie chcę tam iść, bo wiem, że będzie tak samo. Na początku pewnie do mnie zagada, ale potem będzie rozmawiać tylko z Mamą.
No i głównym powodem mojej niechęci do tej wizyty jest to, że jest mecz o 20.30...

A, i całkiem z innej beczki.
Obiecałam znajomym, że polecę ich bloga. Nie jest na razie za ciekawy, ale dopiero zaczynają. Jeszcze nie wiedzą o czym pisać, także wszelkie sugestie byłyby mile widziane. Rozkręcą się za jakiś czas, bo są oryginalnymi ludźmi. Oto i on: Jarają się.

Tak nie powinno być

Wczoraj byłam na spacerze z.... dziećmi. Tak, inaczej nie da się ich nazwać. Ciągle się kłócili. Naprawdę miałam już ich serdecznie dość. Nie wiem dlaczego zgodziłam się dziś z nimi spotkać. Ale obiecuję, że następnym razem 10 razy pomyślę, zanim się zgodzę.

 Kiedy szłam wczoraj z moją Mamą do kościoła z racji święta, spotkałam osobę, której tak dawno nie widziałam. Jechała na tym swoim uroczym, różowym rowerze. Zobaczyła nas.
- Dzień dobry! - krzyknęła Mama.
Uśmiechnęła się, a po chwili zeszła z roweru i prowadziła go, zmierzając razem z nami na mszę.
- To co, po mszy zapraszamy na kawę.
- Oj, nie. Ja nie mam czasu, bo jeszcze obiad muszę zrobić.
Zabolało. Pomyśleć, że taka mała igiełka może tak głęboko się wbić. Zawsze to samo. Nigdy nie ma czasu, żeby wpaść nawet na chwilę. Kocham ją naprawdę bardzo mocno, ale babcia tak robić nie powinna.
- Jak zawsze - powiedziała Mama.
Rozmowa toczyła się dalej, ale ja się z niej wyłączyłam. W uszach brzmiały mi słowa "Jak zawsze".
To prawda. Babcia była u nas ostatnio... Nawet nie pamiętam, ale wiem, że była na pewno.
Natomiast co do dziadka, to gdyby nie zdjęcia, to mogłabym przysiąc, że nigdy go u nas nie było.
Z zamyśleń wyrwało mnie pytanie babci:
- Zdałaś, Martusiu?
-Tak, zdałam.
Zaraz się wakacje kończą, a ona mnie pyta, czy zdałam. Powinna o to zapytać dawno temu...
 Pod kościołem rozdzieliłyśmy się. Ja i Mama weszłyśmy do środka, a babcia poszła zostawić rower.
Umówiłyśmy się z Mamą, że po mszy jeszcze będziemy babcię temperować, żeby przyszła, więc kiedy się skończyła skierowałyśmy się do stojaka z rowerami. Przeżyłam niemały szok, kiedy zobaczyłam tam też dziadka. Powiedział, że on na kawę nie ma czasu, ale babcia może iść. Powtórzyłyśmy jej te słowa, ale ona
i tak stwierdziła, że nie ma czasu.
Umówiłyśmy się na niedzielę za dwa tygodnie. Ma przyjść z dziadkiem.
To, że dziadek się nie zjawi, wiem na pewno. A ona? To się jeszcze okaże.

Wybawieniem tego dnia jest apel. Już się go nie mogę doczekać.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da...

Było wspaniale. Naprawdę cudownie. Ale od początku. :)
W sobotę razem z Mamą, jako że jest duchowym pielgrzymem, poszłyśmy do sąsiedniej parafii na apel.
Gdy tylko weszłyśmy do kościoła, od razu poczułam nastrój do modlitwy. Tylko kilka lamp bliżej ołtarza było zapalonych, grała młodzieżowa schola.
Najpierw msza. W sumie nic szczególnego się nie działo. Homilia trochę nudnawa i długa, ale ksiądz super.
Po mszy kapłan i ministranci stanęli przed ołtarzem. Zgasły światła. Paliło się tylko kilka świec na ołtarzu i oświetlony był nieduży obraz Matki Bożej. Wszędzie panowała ciemność. Nikt nic ani nikogo nie widział z wyjątkiem ołtarza i ciemnych postaci osób klęczących przed nim. Po policzkach popłynęły mi łzy, sama nie wiem dlaczego. Chyba dlatego, że przypomniało mi się Jerycho, za którym tak bardzo tęsknię. Te klimaty...
Zaczął się różaniec. Ksiądz czytał intencje, mówił "Ojcze nasz" i "Chwała Ojcu", a ministranci "Zdrowaś, Maryjo", każdy po dziesiątce. Potem Litania i apel. Na koniec ksiądz powiedział: "Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn, i Duch Święty." Gdy to usłyszałam, otworzyłam szeroko moje mokre oczy.
Pamiętam, że gdy proboszcz w mojej parafii odprawiał swoją ostatnią mszę wieczorową, wypowiedział te same słowa i tej samej nocy zmarł.
W każdym razie od razu pomyślałam o nim. Łzy po policzkach zaczęły płynąć jeszcze bardziej. A potem wszyscy ustawiliśmy się w kole, złapaliśmy za ręce i zaczęliśmy śpiewać pieśń, nie pamiętam już jaką. To już mi całkiem Jerychem zapachniało. Naprawdę było super. Pamiętam, że gdy wszyscy ludzie kierowali się ku wyjściu, ja nie miałam najmniejszej ochoty, stamtąd wychodzić. Mogłabym tam siedzieć, lub klęczeć, i po prostu patrzeć. Właśnie wtedy miałam ochotę na rozmowę z Bogiem. Ten klimat temu sprzyjał. Na myśl o tym, że muszę opuścić to miejsce, zrobiło mi się przykro.
Gdy inni ludzie już wyszli, my czekałyśmy  na pewną panią. Usiadłyśmy w ostatniej ławce.
Stamtąd ten ołtarz wyglądał jeszcze piękniej. Delikatne światło, które oświetlało ołtarz, dosięgało dolnej części ogromnego, drewnianego, wiszącego na środku ołtarza nad obrazem Matki Bożej krzyża.
Pani, na którą czekałyśmy, w końcu wstała i kierowała się do wyjścia. My niestety razem z nią.
Tak bardzo chciałam tam zostać...  Wychodząc z kościoła, oglądałam się za siebie, by tylko nacieszyć się tym pięknym widokiem, który wkrótce zniknął za potężnymi, mosiężnymi drzwiami.
Ach, długo miałam ten wspaniały ołtarz przed oczami. Jutro też go ujrzę.

W piątek spotkałam w kościele osobę, której dawno nie widziałam. Nie wiem dlaczego, ale ja i moja rodzina mówimy na niego Mojżesz. Mi tam się podoba. ;P Był u nas kiedyś razem z naszym Wujkiem, ale niestety już nas nie pamięta... Szkoda... Może gdyby zobaczył mnie z moim psem, to by sobie przypomniał? Fajnie by było.

Wczoraj napisała do mnie pewna osoba. Gdy tylko zobaczyłam, na monitorze wiadomość od niej, prawie zleciałam z krzesła, serio. Ale cieszę się. Miło by było, gdyby znów to uczyniła. ;)

czwartek, 19 lipca 2012

Komora

Dzisiaj obejrzałam film, który nie tylko poruszył mnie do granic możliwości, ale też czegoś nauczył.
A mianowicie dzięki niemu zrozumiałam, że nie ważne ile ktoś błędów popełni w swoim życiu, zawsze trzeba dać mu drugą szansę. Ona mu się należy tak samo, jak każdemu innemu, a co on z nią zrobi, to już jego sprawa.
Nie wolno nam go od razu skazywać na śmierć.

poniedziałek, 16 lipca 2012

Duża kontra mała

Zabawne, jak to człowieka może rozczulić fakt, że osoba, której praktycznie nie zna pomachała mu, mijając go na ulicy.

Z nadmiaru wolnego czasu zaczęłam się zastanawiać nad swoją przyszłością. Pewne jest, to że idę na humana, ale co będę robić dalej? Tego nie wiem.
W mojej głowie kąt dla siebie znalazła myśl, której do siebie nie dopuszczam. Nie chcę jej. Boję się jej. Nie widzę w niej siebie. Nie jestem na nią gotowa. Owszem, pociąga mnie trochę, ale ta droga byłaby dla wszystkich zaskoczeniem. Byłaby zaskoczeniem przede wszystkim dla mnie. Na szczęście mam jeszcze trochę czasu na znalezienie dla siebie jakiegoś miejsca w przyszłości i mam nadzieję, że do tej pory ta myśl nie tylko się spakuje, ale i wyprowadzi z mojej głowy.

Nie dalej niż 15 minut temu zadano mi pytanie Czy chciałabyś być jeszcze raz mała? 
Czy chciałabym?

Niektórzy uważają, że fajnie jest być nastolatką, bo wypady na miasto z kumpelami, chłopaki, no i jest to droga do dorosłości. Ale ja... ja bym oddała wszystko, żeby móc jeszcze raz usiąść na Mamy kolanach i przytulić się do Niej. Zawsze kiedy to robiłam, nie mogłam nadziwić się Jej pięknemu zapachowi.
Chciałabym móc przybiec do Niej w nocy, kiedy nękałby mnie koszmar i położyć się obok, poczuć się bezpieczna w Jej ramionach. Kiedyś tylko przy Niej wiedziałam, że nic mi nie grozi. Byłam pewna, że Ona obroni mnie od zła, nie pozwoli, by coś mi się stało...
Chciałabym, żebyśmy znowu całą rodziną chodzili na jedną mszę i po niej na lody, a nie każdy na inną godzinę, a nawet do innego kościoła.
Kiedyś więcej mi poświęcano czasu i uwagi, a teraz, kiedy jestem starsza, wszyscy myślą, że nie trzeba już się mną tak opiekować, pytać o wszystko i przytulać bez powodu...
Poza tym, gdybym mogła być jeszcze raz takim małym glutem, to na pewno zachowywałabym się inaczej.
Nigdy nie pozwoliłabym, żeby moja Mama przeze mnie cierpiała. Nigdy.
No i kiedyś prościej było przeprosić i przyznać się do błędu. Łatwiej było powiedzieć Mamo, kocham Cię...
Fajnie by było móc cofnąć czas...


 Ryszard Rynkowski - "Mamo brak mi słów"

 Gdybym mógł jak za dziecięcych lat
schować się w twej sukienki las
i znowu wierzyć mocno tak
że ty obronisz mnie od zła
Gdybym mógł przybiec i we łzach
przytulić się do twoich nóg

Mamo brak mi słów by powiedzieć
jak bardzo kocham Cię

Mamo ja jestem duży już

choć w życiu czasem chwieję się
dziękuję ci za cały świat
i za tę parę łyżew też
Za kromkę chleba z miodem co
miała najlepszy w życiu smak

Mamo brak mi słów by powiedzieć
jak bardzo kocham Cię

Gdybym tak mógł przekreślić czas

na twych kolanach znowu siąść
i poczuć się bezpiecznie tak
choć wokół nas by szalał sztorm
Gdybym tak mógł nie mówiąc już
brutalny czas pilnuje mnie

Mamo brak mi słów by powiedzieć
jak bardzo kocham Cię 

Kocham tę piosenkę i Ciebie, Mamo też. Bardzo...

piątek, 29 czerwca 2012

Małe, a cieszy

 Odbiło mi.
Potrafię godzinami patrzeć na Jego zdjęcie i podziwiać każdy centymetr Jego pięknej twarzy, której nauczyłam się już na pamięć. Dziś zachwycałam się przede wszystkim ustami. Delikatne, ale męskie, różowe usta. W dotyku pewnie ciepłe. Z gracją wypowiadają każde słowo. Wokół obrasta je zarost, niebujny, ale więcej niż delikatny. Gdybym tylko mogła, chciałabym przyjrzeć się im z bliska, poczuć ich żar oraz gorące powietrze, jakie z nich ucieka.  Z tego cuda natury wydobywa się przewspaniały głos, którego, jeśli miałabym taką możliwość, słuchałabym tak często i długo, jak oglądam twarz jego właściciela. Każdy, nawet najcichszy dźwięk, jaki się z nich wydobywa, sprawia, że moje serduszko rozpływa się. Ba! Całe moje wnętrze nie jest sobą, kiedy tylko słyszę Jego głos. Usta, takie małe niepozorne coś, a doprowadzają mnie do szału. Głos też.
 Delektując się widokiem tych zmysłowych, różowych warg, zachwycam się pięknym głosem Piotra Selima, który, jak już wcześniej pisałam, również rozpruwa mnie wewnętrznie. Płyta "W rytmie bolera" towarzyszy mi już od kilku godzin. "Razem pod wiatr" to piosenka, w której się dziś zakochałam, słucham jej już chyba z siódmy raz z rzędu. Wczoraj do szaleństwa kochałam "Gdybyś tak jednak", przedwczoraj "Przede wszystkim", a we wtorek "W rytmie bolera". Dobrze, że na tej płycie jest 14 piosenek - po jednaj na każdy dzień przez dwa tygodnie, a potem od nowa. :) Zrobiłam to już raz,a teraz uczynię to po raz drugi. Kupcie tę Cudowną płytę!!! Gwarantuję, że się w niej zakochacie. Jak śpiewa, to nawet słychać, kiedy się uśmiecha. ;)  Wy będziecie szczęśliwi i pan Piotr będzie szczęśliwy. Będzie mógł pas koledze odkupić. Na pewno będzie wdzięczny, jeśli mu pomożecie. :)
Wy już szykujcie pieniążki na to dzieło, a ja tymczasem w towarzystwie piosenki, którą dzisiaj kocham na zabój, wracam do delektowania się tymi wspaniałymi ustami...

wtorek, 26 czerwca 2012

Miłość cię znajdzie

 Już miał wolną chwilę. Zdenerwowana i nie pewna podeszłam do niego. Kiedy stanęłam obok krzesła przygotowanego specjalnie dla mnie, on akurat strząsał wodę ze swojej żółtej jak cytryna parasolki.
Zauważył mnie. Uśmiechnął się ciepło, dając tym znak, żebym nie czekała, aż skończy zabawę ze swoją tarczą antydeszczową, tylko usiadła obok, po czym powrócił do swojego zajęcia. Nie pamiętam, kiedy był już gotowy i jak jego towarzyszka objęła nas swoimi jaskrawymi skrzydłami, ale wiem, że kiedyś musiałam zacząć. Pamiętam tylko, jak odwrócił się w moją stronę i skulił się, przysuwając się, by lepiej mnie słyszeć oraz że nagle zrobiło mi się cieplej (to pewnie prze ten parasol), a wszelkie inne odgłosy ucichły. Teraz liczył się tylko on, tylko ta rozmowa. Czułam się, jakbyśmy byli tam wyłącznie my, a pozostali ludzie zniknęli. Byliśmy w innym świecie. Mimo towarzyszącego mojej osobie stresu, było mi tak dobrze. Jego cudowny, ciepły uśmiech zachęcił mnie, bym w końcu powiedziała choć słowo. Nasza rozmowa ruszyła.
 - Czego zazdrościsz?
Chwila ciszy.
- Różnych rzeczy.
- Ale czego na przykład? - uśmiechnął się.
Znowu cisza. 
- Tego, że inni maja normalną rodzinę... Przez to, że mój tato pije i nie płaci alimentów, nie stać nas na różne rzeczy... Czasami nawet na najmniejsze drobnostki... ledwo nam wystarcza na życie. A inni mają to, czego chcą... o czym marzą.
 Czułam, że do oczu napływają mi łzy. Robiłam wszystko, żeby nie płakać. W czasie tych dwóch sekund, jakie minęły zanim on zabrał głos, uspokajałam się. "Nie płacz, idiotko. No dlaczego ryczysz?" mówiłam do siebie. Zaskakujące jest to, że w ciągu tych dwóch sekund, a właściwie już jednej, zdołałam sobie dokładnie odpowiedzieć na to pytanie. Płakałam, bo po raz pierwszy  się komuś wyżaliłam. Nie powiedziałam wszystkiego, ale w skrócie opowiedziałam dlaczego tak bardzo cierpię przez tatę. Nigdy nikomu tego nie mówiłam
 - Ty nie zazdrościsz - powiedział z uśmiechem. 
- Zazdroszczę - odpowiedziałam już uspokojona.
- A ja ci mówię: to nie jest zazdrość - znowu się uśmiechnął.
- A dlaczego?
- Już ci tłumaczę. Zazdrość byłaby wtedy, gdybyś chciała posiąść czyjeś szczęście, odebrać je komuś. To jest zazdrość. A ty nie zazdrościsz, ty pragniesz. Pragniesz miłości, pragniesz być kochana.
 W tym momencie odwróciłam wzrok od jego patrzących w moje oczu i popłynęły mi łzy.
Czekał. Czekał, aż się uspokoję, co trwało może 2-3 sekundy.
 - W tej sytuacji, o której mówiłaś, jest pragnienie. Pragniesz, żeby twoi bliscy byli z tobą cały czas. Nie chcesz cierpieć, nie przez nich. Chcesz, żeby byli z tobą, pomagali ci... Zobacz jak bardzo jesteś podobna do Jezusa.
 Szok. Ja? Podobna do Jezusa? W którym miejscu?
 - On też pragnął. Kiedy wisiał na krzyżu, chciał, żeby byli przy nim ci, których kochał, chciał, żeby byli przy nim apostołowie. On również pragnął miłości. Ty też pragniesz miłości, a to znaczy, że trwasz w Panu. To piękne.
 Z oczami pełnymi łez popatrzyłam na niego. Uśmiechał się ciepło. Pod koniec naszej rozmowy, rzekł:
- Jesteś naprawdę wspaniałym, wartościowym dzieckiem - na te słowa gwałtownie odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam w jego pełne troski, patrzące na mnie oczy.
 Teraz zaczęłam jeszcze bardziej płakać. On to mówił szczerze. On, który widział mnie, podejrzewam, pierwszy raz w życiu. On, który na bank nie rozmawiał ze mną nigdy wcześniej. Nigdy nikt mi czegoś takiego nie powiedział. Nigdy nikt. Nawet najbliżsi. Owszem, często słyszałam od taty i sporadycznie od mamy, że mnie kochają, ale to nie to samo.
 Później porozmawialiśmy jeszcze trochę, a na koniec podziękowałam za rozmowę, pożegnałam się i odeszłam. Na pożegnanie posłał mi ten cudowny, ciepły uśmiech, mówiący "Jesteś naprawdę wspaniała i silna. Dasz radę. Trzymam kciuki".
Kiedy szłam, czułam na sobie jego wzrok, odprowadzał mnie. Gdy dotarłam na swoje miejsce, spojrzałam na niego, a on dopiero wtedy odwrócił wzrok.
 Zaskakujące ile może dać człowiekowi rozmowa z całkiem obcą osobą. On mi pomógł, wysłuchał, zrozumiał, wytłumaczył i pocieszył. On mi naprawdę bardzo pomógł, pewnie nawet nie wie, jak bardzo. On okazał mi współczucie i... miłość.
Teraz go szukam. Teraz go rozpaczliwie szukam i mam nadzieję, że kiedyś znajdę, i to jak najszybciej. Muszę. Zwariuję, jeśli z nim nie porozmawiam jeszcze przynajmniej jeden raz. Miałam tyle okazji, by poznać go lepiej. Mijałam się się z nim, stał obok mnie, a ja z tego nie skorzystałam, stchórzyłam.
Do szaleństwa doprowadza mnie myśl, że mogę go już nigdy nie zobaczyć. Nie, nie zakochałam się w nim.
On po prostu zbyt wiele dla mnie zrobił, bym mogła tak zwyczajnie o nim zapomnieć.
Ja go muszę znaleźć i zrobię to. Muszę. Ja bez niego nie przeżyję...

"Boże księżniczki"

 W piątek 22.06.2012r. o godzinie 16.00 wyruszyliśmy na Jerycho Młodych do Pratulina, które w tym roku odbywało się pod hasłem „Kod Miłości". W drodze, która trwała ok. 2 godzin było dość nudno, dopiero na miejscu zaczęło robić się całkiem fajnie.
 Gdy tylko przyjechaliśmy  i dostaliśmy plakietki z numerkami, udaliśmy się na pole namiotowe, by rozłożyć swoje manaty.
- Dla chłopców pole namiotowe jest po lewej stronie, a dla dziewcząt po prawej - powiadomił nas stojący przy polu namiotowym dla dziewczyn ksiądz.
- Proszę księdza - zawołała Marta do naszego opiekuna. - Słyszał ksiądz?
- Tak?
- Księdza pole jest tam - powiedziała, wskazując na lewo. 
- Ale dlaczego?
- Bo nie ma pól koedukacyjnych. To kto księdzu będzie kanapki robił?
Chwila ciszy. Zastanawiał się.
- No wy. 
- Tak? A jak?
- No, ja rozłożę się u was na polu.
- Ksiądz chce tu być nielegalnie?
- Tak. 
Jak widać, miałyśmy dodatkowego gościa.
Kiedy rozłożyliśmy namioty, z czym było kupę problemów, usłyszeliśmy, że organizatorzy karzą wszystkim zebrać się pod sceną.
- Proszę, księdza, idziemy - powiadomiła księdza  Marta.
- Ja na razie nie mogę.
- Ale karzą.
W tym samym czasie na nasze pole namiotowe weszło dwóch młodych księży.
- Zapraszamy wszystkich pod scenę - wołali. - Prosimy przejść pod scenę - powiedzieli do nas.
- No, my już chcemy iść, ale ksiądz nie chce - powiedziała Dominika. - Niech mu ksiądz powie, że ma już iść.
- Ja nie mogę mu tego powiedzieć, bo go tu w ogóle nie powinno być! Jak ja mu mogę to powiedzieć, skoro go tu NIE MA.
- Yyyy - jęknęła Marta.
- Kochacie swojego księdza? 
- Ja wiem... - odpowiedziała Gabi.
- Co?! O nie! Dziewczyny, tak nie może być! W tej chwili pod scenę przemyśleć to! - rozkazał, wskazując scenę.
Po tej jakże przyjemnej rozmowie wszyscy udaliśmy się w wyznaczone miejsce.
Było naprawdę cudownie. Siedzieliśmy, śpiewaliśmy, modliliśmy się, mokliśmy, paliliśmy świeczuszki. Wszystko było naprawdę wspaniałe. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, nigdy. Ten pierwszy dzień podobał mi się dużo bardziej od drugiego. Dlaczego? Sama nie wiem. Może dlatego, bo bardziej skupiliśmy się na modlitwie? Może dlatego, że tańczące kobiety ubrane w białe suknie i trzymające białe lilie, wyglądały o wiele piękniej w ciemności niż w ciągu dnia? Nie wiem. Może to dzięki spowiedzi? Możliwe. To była najwspanialsza spowiedź w moim życiu. To był najwspanialszy ksiądz, u jakiego kiedykolwiek się spowiadałam. Powiedział to, czego nigdy nie słyszałam, a mimo wszystko chciałam usłyszeć. Pomógł mi, naprawdę bardzo mi pomógł. Wysłuchał, zrozumiał, pocieszył. Na serio wspaniały człowiek 
Szkoda tylko, że nie wiem jak on się nazywa. Może kiedyś się dowiem... Chciałabym. Bardzo.
 Drugiego, a zarazem ostatniego dnia było super. Nie mogę powiedzieć, że lepiej, bo było inaczej - mniej modlitwy, więcej zabawy. Było wesele Racheli i Jakuba, także było kupę tańca i śpiewu. Podobało mi się wszystko, serio. Wszystko z wyjątkiem tego okropnego bigosu. Fu! Jednak najbardziej przypadło mi do gustu świadectwo ks. Marka Bałwasa. Wspaniały ksiądz.
 W wyniku wypadku od dziewięciu lat jeździ na wózku, jednak to mu za bardzo nie przeszkadza. Mówi, że gdy jest mu źle, jest mu ciężko, wtedy patrzy na krzyż. Patrzy i widzi, że Jezus miał ciężej, to mu dodaje siły.
Ogólnie ma na pieńku z diabłem, gdyż ciągle o nim mówi, a on tego nie lubi, i pomaga osobom opętanym. Ów diabeł go męczy. Może Wam to się wydać dziwne, ale pisze do niego sms-y. Chętnie przytoczyłabym Wam treść jednego z nich, jednak nie pamiętam jej już. Ks. Marek Bałwas jest osobą radosną, nie boi się się mówić tego, co myśli, a przeklinanie, wydaje się, nie sprawia mu żadnego problemu. Najbardziej podoba mi się jego dystans i podejście do życia. Nie umiem Wam powiedzieć o co chodzi, musielibyście go sami posłuchać, a warto. Patronką tegorocznego Jerycha była bł. Karolina, która oddała życie za swoja czystość. Można by pomyśleć: "Durna, oddać życie za coś tak głupiego?". Jednak to, co ona zrobiła wcale nie było głupie, było piękne. I o tym m.in. mówił ks. Marek. O czystości. "Dziewczyny, wy jesteście Bożymi księżniczkami. Pamiętajcie o tym. Księżniczki, jak wiadomo, czekają na swojego księcia. Ale jak się trafi taki książę, który myśli tylko o jednym, to kopnijcie go tam, gdzie trzeba. Nie bójcie się, wam, księżniczkom, wszystko wolno. Pamiętajcie, strzeżcie swojego daru, bo jesteście Bożymi księżniczkami".
Pięknie powiedziane, co nie? Bardzo mi się spodobało, a najbardziej to określenie: "Boże księżniczki". Wspaniałe.
 Oprócz ks. Marka było wielu innych gości, m.in. ks. biskup Kiernikowski i Radosław Pazura. Wszyscy głosili świadectwa. Jedni mówili ciekawie, inni nie. Jedni mówili prawdziwie, a drudzy sztucznie. Ale podobało mi się. Serio.
 Było naprawdę wspaniale. Byłam tam pierwszy raz, ale zrobię wszystko, żeby nie ostatni. W autobusie też było super, te nasze śpiewy. ;P Zachęcam wszystkich z diecezji siedleckiej do przyjazdu za rok.Na pewno będzie super!
A tymczasem pooglądajcie sobie zdjęcia.




Wesele Racheli i Jakuba:





Uroczysta procesja:






Pan Radosław Pazura:


Biskup:



 
Inne:


 Więcej zdjęć można zobaczyć na www.jerychomlodych.pl

niedziela, 24 czerwca 2012

W rytmie bolera, czyli rytm Piotra Selima

Dlaczego mleko? Otóż kiedyś usłyszałam takie porównanie: "Życie jest jak mleko. Mleko, które kiedyś się wylało i teraz płynie aż do końca swej drogi."
 Moje mleko rozlało się pewnego zimowego dnia 1997 roku o godzinie 9.45. Tutaj będę zapisywała niektóre fragmenty drogi, jaką ono przebędzie.
Zaczynam.
 Długo myślałam, jak będzie wyglądał mój pierwszy post na nowym blogu. Po długim czasie zastanawiania się, doszłam do wniosku, że poświęcę go Jemu - Miłości Mojego Życia.

 W czwartek byłam na najlepszym koncercie, jaki kiedykolwiek widziałam najwspanialszego człowieka, jakiego znam. Jest nim Piotr Selim. 
Kim jest Piotr Selim? Najwspanialszym wokalistą, piekielnie utalentowanym pianistą i kompozytorem oraz niezwykle wrażliwym człowiekiem, który wykłada na lubelskim UMCS-ie. Poza tym, jak już wspomniałam, jest Miłością Mojego Życia, jak to mówi moja siostra.


Piotra Selima poznałam na koncercie Lubelskiej Federacji Bardów, której jest członkiem (również uwielbiam i polecam ten zespół), całkiem niedawno występowała ona w moim mieście. Jego głos oczarował mnie już na samym początku, jednak dopiero na tym wspaniałym koncercie promującym przewspaniałą płytę, której dźwięki ciągle obijają się o ściany mojego domu, jaką jest "W rytmie bolera" (polecam, bo jest naprawdę wspaniała!), dostrzegłam jak przecudowny on jest. Każdy zaśpiewany dźwięk sprawia, że rozpływam się w środku, tak jakby mnie coś wewnętrznie... rozpruwało? Tak, to chyba dobre słowo.
Po koncercie miałam ten zaszczyt, że stałam tuż obok niego, nawet znajoma zrobiła mi, mojej siostrze i mamie zdjęcie z Mistrzem. Podpisał nam płytę...
Cudowny człowiek i nie wnioskuję tego po tym, że złożył nam autograf na swym dziele i pozwolił zrobić sobie zdjęcie, którego ciągle nie dostałam, ale po jego charakterze. Ma naprawdę wspaniałą osobowość.
Hania Lewandowska, autorka tekstów jego piosenek, mówi o nim tak:

                        Energiczny, operatywny, potrafiący załatwić wiele „niezałatwialnych” dla artysty spraw.    Odpowiedzialny i punktualny co w środowisku artystycznym zasadą nie jest.
Pracuję z Nim od wielu lat, chyba od dwudziestu… Piszę teksty piosenek, do których Piotr komponuje muzykę a potem te piosenki śpiewa. Ładnie śpiewa. Wrażliwy i subtelny. Rozumiejący szczególnie kobiety i przez kobiety szczególnie doceniany podczas koncertów. Potrafi być twardym negocjatorem i nad wyraz konkretnym organizatorem. Sprawdza się w sytuacjach napięć i konfliktów – umie wyciszyć emocje i uspokoić atmosferę, co przydaje się podczas prac zespołowych.
Pomysłowy i wesoły…czasem nawet za bardzo. Pracuję z Nim wiele lat. Most, który połączył mnie z Piotrem to nadal pewna konstrukcja. To świadczy o sile Muzyki i uroku mojego Wspólnika."
Jakiego ja go widzę? Na pewno jest człowiekiem z poczuciem humoru, co pokazał na czwartkowym koncercie w Lublinie:
- Dziękuję, że przyszliście, że poświęciliście swój czas. Dziękuję, że zapłaciliście za bilety, dzięki temu nie będę musiał sprzedawać samochodu.
- Tam w foyer jest możliwość nabycia płyty. Jeżeli koncert się wam podobał, to i płyta się spodoba... Pamiętajcie też o swoich ciociach... i wujkach - na pewno będzie im bardzo miło, gdyby dostali taką płytę... Na pewno by się ucieszyli, a ja mógłbym kupić pas (powiedział chyba blokujący, ale nie mam pewności, bo nie słyszałam) do samochodu... Nie, nie do swojego. Koledze obiecałem, że jak przyjdą ludzie to odkupię...
- Dziękuję Hani, która mnie pocieszała i mówiła Przyjdą ludzie"...
  Na pewno jest czarujący, wrażliwy, skromny i serdeczny. Kiedy śpiewa, widać, że wkłada w to całe serduszko. Wygląda wtedy na naprawdę szczęśliwego i  spełnionego, a na tym koncercie było to jeszcze wyraźniej widać. Chciałabym go kiedyś poznać osobiście, móc z nim chwilę porozmawiać, bo uważam, że jest to naprawdę wartościowy człowiek. Z niecierpliwością czekam na następny koncert.

Jego wizytówką jest piosenka "Specjalista od wzruszeń". Jak sam Piotr mówi: Od niej wszystko się zaczęło". Najbardziej podoba mi się to, że śpiewa ją za każdym razem inaczej. Na płycie Federacji "Dycha w trójce" inaczej, na swojej płycie "W rytmie bolera" w całkiem innej wersji, na żywo przeróżnie, a na telefonie mam ją jeszcze w innej wersji (myślę, że tak jest z każdą piosenką). Posłuchajcie jej. Na pewno spodoba Wam się nie tylko tekst, ale i ten cudowny głos, przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie. 





Jeszcze kilka moich ulubionych piosenek:



 


I W rytmie bolera":

Jeśli się Wam spodobało to zachęcam do odwiedzenia jego strony na Facebooku: Piotr Selim Solo 
oraz polubienia jej, bo to na prawdę serduszko się kraja, jak się patrzy, że Piotra Selima lubi tylko 79 osób, a on zasługuje na przynajmniej 100... tysięcy.
Zainteresowanych twórczością Piotra Selima oraz nim samym zapraszam również do odwiedzenia jego strony: www.piotrselim.pl.