wtorek, 7 sierpnia 2012

Kolejne minuty mojego życia zmarnowane...

Było beznadziejnie, serio. Normalnie więcej tam nie pójdę.
Jak tylko ja i koleżanka, z którą miałam iść, przyszłyśmy do Kamila, od razu usiedliśmy przed kompem. Było 15 po 17.00. Najpierw założyli mi konto na jakiejś nawet niegłupiej grze, która i tak mi nie działa, bo nie mam zainstalowanej Javy, a potem zaczęli w nią grać. I tak do momentu mojego wyjścia, czyli do 19.45. Zmarnowałam tam całe 2 godziny i 45 minut. Nawet do łazienki nie poszłam! Siedziałam tam i gapiłam się w ten durny ekran tego wspaniałego laptopa. Na szczęście popisałam z Michałem, co mnie na drobną chwilę wyrwało z nudów. Ale prawdziwym wybawieniem był apel.
Jak zwykle było wspaniale. Wygaszone światła, palące się świeczki, śpiewająca schola i uroczo mylący się mały ministrant. No i mój ulubiony ksiądz z tej parafii. Dzisiaj było trochę inaczej, bo po różańcu zamiast litanii, ksiądz puścił filmiki z pielgrzymki, które dziś nakręcił. Dużo znajomych się tam przewinęło, nawet z kilku się pośmiałam. No i jeszcze prawie całą mszę się diakon do mnie cieszył. Pierwszy raz mnie na oczy widzi i się cieszy. Fajny jakiś. Ale najbardziej rozbroił mnie kościelny. Poza tym znowu było cudownie i znowu, choć nie chciałam, musiałam już iść.
Na koniec spotkałyśmy moją byłą polonistkę, którą prawie zawsze uwielbiałam. Jest dość bliską znajomą mojej Mamy, dlatego zaprosiła ją ze mną do siebie na jutro na herbatę. Mamy przyjść na 18.00, a potem razem pójść do kościoła. Nie mam ochoty tam iść i to nie tylko z powodu, że koliduje to z moimi planami, ale dlatego, że nie chcę znowu zmarnować prawie dwóch godzin.
Zawsze jest tak, że jak ktoś przychodzi do nas do domu, a my, czyli ja i moje rodzeństwo, możemy razem z tym kimś siedzieć, to ja nic nie mówię. I to nie dlatego, że nie chcę, ale dlatego, że nikt nic do mnie nie mówi. Czasami zagada, ale potem nie ciągnie tematu. Przeważnie jest tak, że oni rozmawiają na takie tematy, które mnie nie dotyczą, a jeśli coś wtrącę, to puszczają to mimo uszu. Najbardziej boli mnie to, kiedy przychodzi ktoś, kto jest dla mnie bliski, na kim mi zależy, na przykład Wujek. Najczęściej rozmawia z Aśką, moją starszą o dwa lata siostrą, bo ona bardzo się w kościele udziela, a on jest księdzem. W ogóle fajna jest. Wszyscy ją lubią, serio. Nie znam osoby, która nie darzyłaby jej sympatią. Zazdroszczę jej tego.
A jeśli nie rozmawia z nią, to z moim bratem bliźniakiem, który jest bardzo śmiały. A ja siedzę i nic nie mówię...
Dlatego nie chcę tam iść, bo wiem, że będzie tak samo. Na początku pewnie do mnie zagada, ale potem będzie rozmawiać tylko z Mamą.
No i głównym powodem mojej niechęci do tej wizyty jest to, że jest mecz o 20.30...

A, i całkiem z innej beczki.
Obiecałam znajomym, że polecę ich bloga. Nie jest na razie za ciekawy, ale dopiero zaczynają. Jeszcze nie wiedzą o czym pisać, także wszelkie sugestie byłyby mile widziane. Rozkręcą się za jakiś czas, bo są oryginalnymi ludźmi. Oto i on: Jarają się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz